Moja
przygoda z Systemem Modelu Creighton’a rozpoczęła się 14 lat
temu w Lublinie. Uczęszczałam tam na dwuletnie studium rodziny
zgłębiając interesujące mnie od dawna tematy związane z
psychologią i duchowością małżeństwa i rodziny.
Był
październik 2008 roku. Na nasze zajęcia został zaproszony znany lubelski lekarz ginekolog, dr Maciej Barczentewicz. Opowiadał nam on
o całkowicie nowej w Polsce, a niezwykle skutecznej metodzie
leczenia niepłodności - Naprotechnologii. Tłumaczył, jaka jest
rola instruktorów systemu Modelu Creighton w tej metodzie i
poinformował nas, że w grudniu rozpocznie się pierwszy w Polsce
kurs w tym temacie, zarówno dla lekarzy jak i instruktorów. Już w
trakcie jego wystąpienia byłam absolutnie przekonana, że jest to
coś czym chcę się zajmować. Po krótkiej rozmowie z doktorem
decyzja zapadła - zapisuję się na kurs. I tak zostałam jednym z
pierwszych w Polsce 20 instruktorów systemu.
Kurs rozpoczął się w grudniu 2008 r. Tydzień intensywnych wykładów, 6 miesięcy praktyk pod okiem edukatorów ze Stanów Zjednoczonych bądź Wielkiej Brytanii, kolejny intensywny tydzień, kolejne 6 miesięcy praktyk, a całość zwieńczona kilkugodzinnym egzaminem. Kurs w sumie razem trwał 13 miesięcy. Pierwsze egzaminy odbyły się w lutym 2010r. , kolejne w maju tegoż roku. Do egzaminów przystąpiłam w terminie majowym i ukończyłam je z sukcesem, więc od maja 2010 r. legitymuję się tytułem Fertility Care Practitioner, choć w Polsce nazywani jesteśmy po prostu instruktorami Modelu Creighton'a.
Zaczynaliśmy naszą
pracę z zaledwie sześcioma lekarzami. W Radomiu nie było wówczas
żadnego naprotechnologa. Przychodzące do mnie pary leczyły się w
Lublinie lub w Warszawie. Jako ciekawostkę dodam fakt, że ów
pierwszy kurs w Polsce był prowadzony w języku angielskim. Jako że
z wykształcenia jestem anglistą, nie było do dla mnie żadnym
problemem, wręcz przeciwnie - cieszyłam się, że mogę być
szkolona przez amerykańskich instruktorów współpracujących
bezpośrednio z profesorem Thomas’em Hilgers’em, twórcą
naprotechnologii i systemu Modelu Creighton. Był to jednocześnie
jedyny kurs dla polskich instruktorów, w którym wykładowcami była
tak duża grupa amerykańskich edukatorów. Do tego wykorzystywałam
w praktyce mój ukochany język obcy - czyż może być lepsze
połączenie tego co jest moją życiową pasją? 😉
Po
około 7 latach w Radomiu pojawił się lekarz zainteresowany
naprotechnologią. Była to dla mnie - ale chyba jeszcze bardziej dla
par z Radomia - ogromna radość, gdyż wreszcie można było zacząć
leczyć się na miejscu, bez konieczności uciążliwych dojazdów.
Dr Grzegorz Nyc - gdyż o nim mowa - okazał się wysoce kompetentnym
i niezwykle wrażliwym lekarzem, co potwierdza zdecydowana większość
zadowolonych pacjentek. Dla mnie to ogromna przyjemność i
niewątpliwy zaszczyt współpracować z tak dobrym i empatycznym
lekarzem. Wkrótce potem do naszego radomskiego zespołu dołączyła
druga instruktorka. I w takim oto składzie pracujemy
w Radomiu do dzisiaj, mając do tej pory wiele sukcesów na swoim
koncie w kwestii pomocy parom starającym się o osiągnięcie
poczęcia i doprowadzenie do szczęśliwego rozwiązania.
A
teraz parę słów o mnie prywatnie. Jestem mamą trójki wspaniałych
dzieciaków - 13-letniego Maćka, 12-letni Emilki i 11-letniej Oli.
Nie oznacza to jednak, że z ich poczęciem wszystko poszło łatwo i
bezproblemowo. I ja miałam problemy z płodnością. Zaczęło się
od poronienia na wczesnym etapie ciąży. Potem było długotrwałe
leczenie i wreszcie - po dwóch latach od poronienia - udało się
znów osiągnąć poczęcie, co - nomen-omen - pokryło się z kursem
na instruktora Modelu Creighton. Poczęcie bowiem nastąpiło 2
miesiące po rozpoczęciu kursu. Gdy go kończyłam Maciuś miał pół
roku. Z kolejnymi dziećmi poszło już łatwiej i szybciej i tym
sposobem mogę się cieszyć z bycia mamą wymarzonej trójki, gdyż
zawsze chciałam mieć minimum troje dzieci.
Oprócz bycia mamą,
anglistą z wykształcenia oraz instruktorem Modelu Creighton, moją
największą życiową pasją i pragnieniem jest szczęśliwe
małżeństwo i rodzina. Mam tu na myśli zarówno działanie w
kierunku budowania mojego własnego szczęścia małżeńskiego, jak
i wspierania innych w tym zakresie. Dlatego zostałam doradcą
rodzinnym i prowadzę pary potrzebujące wsparcia w relacjach
damsko-męskich. W mojej pracy stawiam na właściwą diagnozę, gdyż
to od niej zależy skuteczność dalszych kroków. Doświadczenie
bowiem nauczyło mnie, że nie ma jednej, uniwersalnej recepty dla
każdej pary – właściwe zdiagnozowanie problemu bezpośrednio
decyduje o powodzeniu doradztwa i ewentualnym podjęciu odpowiedniej
terapii. Specjalista specjaliście bowiem nierówny i to co jest
dobre dla jednych, niekoniecznie musi sprawdzić się u innych. A w
skrajnych przypadkach nawet – poważnie zaszkodzić! Niestety dane
mi było przekonać się nieraz na własnej skórze, że wybór
nieodpowiedniej osoby, która zbyt pobieżnie podejdzie do tematu i
kieruje się jedynie swoimi utartymi schematami – jest fatalne w
skutkach. A stawka jest zbyt wysoka, by oddać nasz los w pierwsze
lepsze ręce – chodzi przecież o nasze szczęście.
created with
WordPress Website Builder .